|
|
"Gazeta Olsztyńska" 26.10.2001 - Łosiera, czyli pielgrzymka
do Orzechowa |
|
Każdego roku w drugą niedzielę października z Plusek
nad jeziorem Pluszne w gminie Stawiguda do oddalonego o 6 km Orzechowa wyrusza
pielgrzymka. Pielgrzymi idą do Orzechowa, żeby w parafialnym kościele podziękować
bogu za zdrowie swoje i swoich najbliższych. Dzieje się tak już od 116 lat.
Trzy krzyże
W 1885 roku Pluski nawiedziła cholera. Ludzie umierali jak muchy. Zaraza
doszła do połowy wsi i skończyła się jak nożem uciął. W drugiej połowie
nikt nie zachorował. Na tę pamiątkę mieszkańcy postawili w środku wioski
trzy żelazne krzyże. Stoją do dziś. Każda pielgrzymka wyrusza właśnie spod
nich.
Niedziela, 12 października, godzina 9. Pod krzyżami 25 osób. Idą głównie
kobiety i dzieci. Mężczyzn jak na lekarstwo.
- Pod twą obronę - intonuje ksiądz proboszcz Norbert Bujanowski i gromadka
rusza.
- Nie byłam tylko na kilku łosierach, jak dzieci były małe - wspomina
Jadwiga Szelugowska, urodzona w Pluskach, rocznik 1929. - Kiedyś to
były łosiery! Ludzie zostawiali pracę i do Orzechowa szła cała wieś,
ale to się skończyło, jak nasi wyjechali.
- To była straszna zaraza. Mama opowiadała, że z dziewiątki rodzeństwa
mojej babci Marianny Zubrowskiej zmarło na cholerę czworo. Ludzie nie
wiedzieli co robić. Modlili się, modlili i Pan Bóg ich wysłuchał.
- W czasie układania kanalizacji w Pluskach robotnicy kilka razy natknęli
się na zbiorowe mogiły. Przypuszczamy, że były to ofiary zarazy, bo
zakopane zostały bardzo głęboko, nawet do ośmiu metrów, a w tamtych
czasach tak głęboko chowano tylko w czasie epidemii - wyjaśnia ksiądz
Norbert.
Woda i jeziora
Pielgrzymka wchodzi w lasy łańskie. Schodzimy z asfaltówki na leśną drogę
wysypaną żużlem.
- Z tą zarazą to było tak - wyjaśnia Oswald Kowalewski, rocznik 1936,
też urodzony i wychowany w Pluskach. - Przez kilka lat z rzędu była
posucha. Wyschły studnie. Ludzie pili więc wodę z jeziora i z tego wzięła
się cholera. A to, że doszła do pół wsi - to prawda. Oswald Kowalewski
jest kopalnią wiedzy o okolicy. Jego ojciec był rybakiem. Bywał u nich
pisarz Igor Newerly. Zbierał wiadomości i legendy. Potem to wszystko
opisał w swoich książkach. Ojca pana Oswalda - także.
- Łosiery z początku chodziły do Gryźlin, bo to była nasza parafia.
Ale, że ludziom z okolicy było daleko - to postanowili wybudować własny
kościół. Miał być w Pluskach, ale się mieszkańcy z innych wsi buntowali,
że to też daleko. Zagrozili, że nie będą wozić cegły i stanęło na Orzechowie.
W 1909 roku budowa kościoła ruszyła. Podobno był budowany 9 lat - opowiada
Kowalewski.
- Przeszkadzać nam w łosierach - nie przeszkadzali wspomina dalej Kowalewski
- ale kapliczki nam wojsko zniszczyło. Po cichu je odbudowywaliśmy.
Po przeszło półtorej godzinie wędrówki wierni przybywają do Orzechowa. Stoi
tam skromny neogotycki kościół z czerwonej cegły, przy nim stary zarośnięty
cmentarz i trzy domy - dawna plebania, była szkoła i jeszcze jeden.
Niechciane dzieci
Orzechowo leżało w samym centrum łańskiego imperium. Przyjeżdżali tu najważniejsi
ludzie PRL-u i ich zagraniczni, ważni goście. Wieś w lasach - które miały
służyć jako miejsce nieskrępowanego wypoczynku - bardzo im przeszkadzała.
Ludzie z Orzechowa zadziwiająco łatwo dostawali więc zgodę na wyjazd do
Niemiec. Kto nie chciał wyjechać - temu pomagano. Ich domy szły do rozbiórki.
W 1953 roku w Orzechowie wypoczywał prymas Polski, ksiądz kardynał Stefan
Wyszyński. Wieś jeszcze wtedy była wsią. Prymas, co wyczytać można w jego
wspomnieniach, szczerze ubolewał nad losem Warmiaków, nie mogących się odnaleźć
w nowej ojczyźnie. W promieniach koloru indygo
Radiesteci w cudownym zatrzymaniu się cholery w połowie Plusek widzą nie
tyle palec Boży, co siły natury. Zdaniem Joanny Olszewskiej z tygodnika
"Gwiazdy mówią" poświęconego astrologii, magii i medycynie naturalnej, połowa
wioski - ta przez którą cholera nie przeszła "omywana" jest falami radiestezyjnego
promieniowania koloru indygo. Jest to najpotężniejsze promieniowanie radiestezyjne.
Osoby wrażliwe ujawniają w nim swoje duchowe zdolności. Artyści stają się
bardziej twórczy, a zwykli ludzie uodparniają się na choroby. Dlatego właśnie
choroba dotknęła tylko tę połowę wsi, która jest poza zasięgiem promieniowania.
Drugie takie miejsce w Polsce to podobno Kazimierz Doliny nad Wisłą. /.../
|
|
|
|